Kłopot z Jagdkommando polega na tym, że jakkolwiek na sprawę nie patrzeć, nie sposób wymyślać, do czego mógłby się przydać oprócz dźgania wrogów prosto w serce. A to jest na razie nadal nielegalne.
Korzystając ze sztyletu Jagdkommando, wystarczy trafić w odpowiednie miejsce na ciele, pod którym biegnie tętnica. Potem nie trzeba nawet przekręcać narzędzia zbrodni w ciele ofiary. I tak wykrwawi się ona na śmieć.
18-centymetrowe ostrze ze stali nierdzewnej wchodzi w ciało „jak żyletka”. Aby było jeszcze groźniej, rękojeść wzbogacono o końcówkę przeznaczoną do wybijania szyb. Całość sztyletu zaprojektowanego przez Tony’ego Marfione ma 35 centymetrów, ostrze i rękojeść stanowią nierozłączną całość. Wrażenia dopełnia pochwa nawiązująca stylistyką do granatu.
Produkt nie jest jeszcze w sprzedaży, ale można zapisać się na maila powiadamiającego, kiedy będzie można go zamówić. Oby nie wpadł na ten pomysł nikt, kto stanie na naszej drodze.